Już niedługo zacznie się kalendarzowa
wiosna. Powoli zaczynamy myśleć o planowanych wycieczkach, czekamy na
cieplejszą pogodę.
Tymczasem zapraszamy do lektury
wypracowań uczniów z naszej szkoły – wspominając ferie żegnamy się z zimą.
1.
Ostatnie ferie spędziłam w dwóch miejscach. Na początku
pojechałam za granicę na wyspę afrykańską, Mauritius. Następnie wybrałam się w
góry.
Na wyspie było
pięknie. Wszędzie rosły palmy i piękne kwiaty, woda w oceanie była czysta i
turkusowa. Na plaży wszędzie leżały duże muszle i kawałki białych raf
koralowych. Codziennie rano bawiłam się z siostrą na plaży lub nad basenem.
Zwiedziłam tam wiele ciekawych miejsc, takich jak: małe safari, przepiękny
wodospad, ziemię siedmiu kolorów oraz dużo innych miejsc. Jednego dnia
postanowiłam pierwszy raz w życiu spróbować popływać w oceanie na dużej desce,
takiej jak surfingowa, tyle że odpycha się na niej wiosłem. Było to bardzo
fajne i
chciałabym to kiedyś powtórzyć. Podróż do domu była naprawdę męcząca i długa,
ponieważ trwała około dwanaście godzin. Następnego dnia po powrocie, od razu z
tatą i bratem pojechaliśmy w góry do Białki Tatrzańskiej. Każdego dnia po
śniadaniu chodziliśmy na stok. Co roku chcę spróbować zacząć jeździć na desce
snowbordowej, ale niestety nie mam odwagi i dalej jeżdżę na
nartach. Po obiedzie najczęściej jeździliśmy do Zakopanego na Krupówki, aby
zakupić prezenty dla rodziny i pospacerować. Kiedy wracaliśmy do hotelu
chodziliśmy na basen, a właściwie na termy. Któregoś dnia kiedy poszłam na
stok, miałam okazję obejrzeć zawody narciarskie, które akurat tam się odbywały.
Sama chciałam wziąć w nich udział, ale okazało się , że nie są to zawody dla
wszystkich chętnych dzieci, tylko dla takich, które od lat trenują jazdę.
Moje ferie były
bardzo udane i nigdy o nich nie zapomnę. Pomimo tego, że na Mauritiusie tyle
zobaczyłam i przeżyłam, bardziej podobało mi się w polskich górach, dlatego że
uwielbiam zimę i jazdę na nartach
autor: Nikola Karaśkiewicz VI b
2.
Ósmego lutego 2016 roku po śniadaniu wybrałam się na basen.
Pojechałam tam z wujkiem, ciocią i siostrą cioteczną, Hanią. Obiekt znajdował
się w Rawie Mazowieckiej na ulicy Katowickiej 20.
Podróż trwała około 40 minut. Pogoda była odpowiednia do pory
roku, choć nie było mrozu i śniegu. W drodze na basen
opiekowałam się Hanią. Włączałam jej bajkę, dawałam picie i całowałam, kiedy
się tylko dało. Gdy nie podobało jej się co robię, zaczynała wykrzykiwać moje
imię. Robiła to jednak inaczej niż ktokolwiek inny. Zamiast Ola mówiła
"Oła". Po pewnym czasie dotarliśmy na miejsce. Weszliśmy do środka
budynku i zostawiliśmy w szatni swoje obuwie oraz odzież wierzchnią. Dostaliśmy
od recepcjonistki specjalne klucze i poszliśmy się przebrać w kostiumy
kąpielowe. Zabraliśmy także różne akcesoria. Po chwili znaleźliśmy się na sali
basenowej. Hania ma rok i osiem miesięcy, dlatego poszliśmy do bardzo płytkiego
basenu (brodziku). Na początku bawiłam się z nią różnymi zabawkami. Przelewałam
wodę z jednego kubka do drugiego, robiłam śmieszne miny, wydawałam odgłosy
różnych zwierząt i je udawałam. Niedługo potem poszłam z wujkiem Kubą do
głębszej wody i robiliśmy sobie wyścigi. Najpierw zwycięzcą byłam ja, a w
drugiej rundzie on. Usłyszałam, że moja siostra nas woła, więc przybiegliśmy do
niej i znów się bawiliśmy. Później wybrałam się do jacuzzi z ciocią Karoliną.
Woda była tam gorąca i tym samym bardzo przyjemna. Bąbelki wykonywały kojący
masaż wielu części ciała. Po tej cudownej kąpieli poszłam na zjeżdżalnię wodną.
Gdy weszłam na nią pierwszy raz nie spodziewałam się takiego efektu.
Zjeżdżalnia była stroma i kiedy zjechało się już na dół, wpadało się pod wodę z
ogromnym pluskiem. Spodobało mi się to, więc wchodziłam jeszcze raz i jeszcze
raz. Nasz czas na basenie dobiegł końca. Po wyjściu z
przebieralni udałam się z rodziną na frytki i wyciskany sok. Kiedy skończyliśmy
jeść, skierowaliśmy się do samochodu i wyruszyliśmy w drogę powrotną.
Jak dojechaliśmy do domu byłam z jednej strony zadowolona, a
z drugiej strony trochę smutna. To był wspaniały dzień i szkoda, że tak szybko
się zakończył. Mam nadzieję, że w przyszłości
powtórzę tą przygodę.
3.
Moje tegoroczne ferie zimowe na pewno nie należały do
atrakcyjnych.
Tydzień przed
rozpoczęciem ferii moja mama miała operację ręki. Ręka została włożona w gips.
W związku z tym przez całe ferie musiałem pomagać w pracach domowych
polegających na: sprzątaniu, zmywaniu naczyń, robieniu zakupów itp...
Ponieważ
"nieszczęścia chodzą parami", tuż przed feriami mój tata uległ
wypadkowi w pracy. Ma złamaną miednicę i przez dziesięć tygodni musi leżeć.
Przez okres ferii leżał w jednym z warszawskich szpitali. W związku z tym
dzieliłem czas między szpital, w którym mamie zmieniali opatrunki, a opiekę nad
ojcem w innej części stolicy. Zajmowało to dużo czasu - na wszystko trzeba było
poczekać a pacjentów nie brakowało.
Podczas dwóch
tygodni ferii niewiele odpocząłem. Udało mi się tylko raz być w kinie. Mam
jednak satysfakcję, że ile mogłem, pomogłem rodzicom i spełniłem swój synowski
obowiązek.